#MojePięknoMojaHistoria
09 sierpnia
Zacznę może od tego, że moja historia jest bardzo podobna to historii 90% kobiet. Przychodzi taki moment w Naszym życiu, że nie akceptujemy siebie, swojego ciała, tego jak się ubieramy czy zachowujemy. Mają na to wpływ różne czynniki, różni ludzie czy wydarzenia. Ale zacznijmy może od początku mojej historii...
Jak każda dziewczyna marzyłam o pięknej miłości, przystojnym chłopaku, takim który będzie mnie wspierał, szanował, kochał i akceptował taką jaką jestem. Miałam to szczęście, że poznałam Pawła wydaje mi się, że w najlepszym momencie życia. Nie byłam już nastolatką, studiowałam i byłam ukierunkowana na to, co chcę w życiu osiągnąć. To było 11 lat temu. Byłam szczupłą, ciemnowłosą dziewczyną, która zakochała się bez pamięci i to z wzajemnością. Oczywiście Nasz związek przechodził różne próby, ale każda z nich nauczyła Nas czegoś nowego, co zostało z Nami do dziś. po czterech latach związku pobraliśmy się i po kilku tygodniach dowiedzieliśmy się, że zostaniemy rodzicami :) Cała ciąża przebiegła prawidłowo, przytyłam około 12 kg, które po ciąży bardzo szybko zgubiłam.
Niestety po jakimś czasie kilogramy wracały w drugą stronę i w dość krótkim czasie przybrałam na wadze. Moja samoocena była w opłakanym stanie, presja otoczenia była zbyt duża. Nie akceptowałam siebie absolutnie, nie mogłam oglądać się w lustrze, zdjęć z tamtego okresu mam naprawdę kilka. Mimo tego Paweł akceptował mnie taką jaką byłam, do dziś jestem mu za to wdzięczna, że wspierał mnie wówczas. Byłam na diecie bardzo długo, udało mi się zrzucić część kilogramów, ale wciąż nie byłam zadowolona ze swojego wyglądu. To ile wyrzeczeń Nas spotyka wie tylko ten, kto choć raz był na diecie. Katowanie się ćwiczeniami, efekty, które nie przychodzą tak szybko jak byśmy chcieli...
Po trzech latach od urodzenia Magdy zaszłam w ciążę drugi raz. Oboje bardzo się ucieszyliśmy i nie mogliśmy się doczekać drugiego Naszego szczęścia :) Tym razem ciąża była dla mnie cięższa, ale tylko z jednego względu - wymioty towarzyszyły mi przez ponad cztery miesiące praktycznie non stop. Wyobrażacie sobie to, dzień za dniem, tydzień za tygodniem... Zamiast przybierać na wadze, chudłam. To było naprawdę uciążliwe i w pewnym momencie myślałam, że nie to się nigdy nie skończy. Na szczęście skończyły się i reszta ciąży przebiegła prawidłowo.
Rok po urodzeniu Marysi kilogramy znowu zaczęły wracać, a ja?
A ja się tym nie przejmuje :) Dorosłam do tego, że tak widocznie musi być, że tych kilka nadprogramowych kilogramów musi być ze mną :) Akceptuję siebie, to jak wyglądam, jak wygląda moje ciało, to jakie mam wady - bo je mam, nikt nie jest idealny. A skoro nie można pewnych rzeczy zmienić to należy je po prostu zaakceptować :) W pewnym momencie Naszego życia dorastamy do decyzji, których nie akceptowalibyśmy kilka lat wcześniej, mamy inne priorytety - dom, pasje, dzieci i ich wychowanie. Duża zasługa w tym Naszej drugiej połówki, która mimo tego, że Nasze ciało się zmienia, akceptuje Nas takimi jakimi jesteśmy :)
Naprawdę mają 32 lata nie mam zamiaru katować się dietami jak kilka lat wcześniej - wolę moje żywienie zmodyfikować, nie będę biegała dystansów ponad moje siły, ledwo łapiąc oddech - mam inną aktywność - dwie córki, które mają tyle energii, że starczyłoby dla całego przedszkola, a jeśli tego będzie mało to przebiegnę tyle ile będę dała radę, nie będę stała przed lustrem 30 minut i rysowała perfekcyjną kreskę nad okiem - wolę delikatny makijaż, który robię w max 10 minut i wyglądam w nim naturalnie, ale jednocześnie kobieco :) Do tego wszystkiego trzeba dorosnąć i dojrzeć, spojrzeć na świat z innej perspektywy i odpowiedzieć sobie na pytanie: "Czy najważniejsze w życiu jest to co mówią o Nas inni? Czy to co czujemy i mamy wokół siebie, szczęście, kochającego Męża i szczęśliwe dzieci?" Nie chcę żebyście zrozumiały mnie źle. Nie zaniedbałam siebie, nie chodzę z tłustymi włosami, porwanymi ubraniami itd. Dbam o siebie w sposób, który nie wymaga ode mnie wyrzeczeń, kilku godzin dziennie spędzonych na układaniu dnia następnego (dieta, posiłki dla reszty rodziny, godziny na ćwiczenia). Żyję dniem dzisiejszym i staram się z niego wyciskać tyle ile się da :)
0 komentarze
Pisząc komentarz na blogu wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych.